Prawo natury

DUR(N)A LEX SED LEX

CZYLI

Czy niegodziwe prawo jest prawem? (cz. I)

W niniejszym artykule chciałbym zająć się tematem prawa „niesprawiedliwego”, czy- nazywając rzecz dobitniej- niegodziwego i zaprezentować garść refleksji na temat zagadnienia związania adresatów takiego prawa jego treścią. Innymi słowy: czy tego rodzaju prawo obowiązuje i czy jest to w ogóle prawo.

Na początek zastrzeżenie: w dotychczas znanych z historii systemach ustrojowych i obowiązujących w ich ramach porządkach prawnych sytuacje, w których obowiązywało prawo niesprawiedliwe były bardzo częste. Przywołam tu chociażby najbardziej jaskrawe, takie jak niewolnictwo, pańszczyzna. Tym niemniej w czasach kiedy prawa te obowiązywały, były one immanentną częścią owych systemów, zatem były uważane za „normalne”. Dopiero wraz z rozwojem nauk humanistycznych, nowych prądów myślowych były stopniowo uznawane za niegodne i uchylane (choć proces ten rozłożony był w czasie, zróżnicowany zarówno jakościowo jak i geograficznie- w różnych państwach przebiegało to w różny sposób i w różnym przedziale czasowym). Przedmiotem niniejszego artykułu nie jest ocena tych praw ex post, a więc dysponując obecną wiedzą, gdyż byłaby to w istocie ocena ahistoryczna i w konsekwencji jałowa. Moją intencją jest przyjrzenie się problemowi stanowienia niesprawiedliwego prawa w czasach współczesnych, w oparciu o będący obecnie w dyspozycji interdyscyplinarny (humanistyczny, prawniczy i socjologiczny i inny) dorobek myśli ludzkiej.

Żyjemy w czasach, w których w zasadzie niepodzielnie króluje ius positivum (prawo pozytywne), czyli prawo stanowione przez umocowane do tego organy publiczne, czy to krajowe, czy coraz częściej- międzynarodowe. Swoją moc obowiązującą czerpie ono z tego, iż zostało ustanowione przez kompetentne organy publiczne w ramach przyznanych im uprawnień. Przeciwieństwem prawa pozytywnego jest prawo naturalne (ius naturale). Ponieważ koncepcja prawa naturalnego była znana od czasów starożytności i rozwijana była przez wieki, przybierając różne formy i uzasadnienia, których omówienie wykraczałoby poza ramy niniejszego artykułu, przy jej zdefiniowaniu posłużę się niezbędnym w tym przypadku skrótem: prawo naturalne odwołuje się do norm istniejących „odwiecznie”, dotyczących podstawowych, niezbywalnych i nienaruszalnych praw będących nierozerwalnie związanych z człowiekiem jako istotą ludzką. Prawo naturalne może mieć rozmaite uzasadnienia aksjologiczne: religijne, odwołujące się do „natury człowieka”, czy do samej natury. Niezależnie jednak od uzasadnienia zawsze ma ono byt „autonomiczny”, obowiązuje niezależnie od prawa stanowionego. Panuje mniej lub bardziej wypowiedziana zgoda co do tego, że przepisy prawa pozytywnego powinny w możliwie największym stopniu odzwierciedlać i realizować podstawowe normy prawnonaturalne (inną kwestią jest jak poszczególni prawodawcy je interpretują i napełniają treścią). Z tej przyczyny w czasach „spokojnych”, stabilnych kwestia prawa naturalnego z reguły schodzi na dalszy plan, ponieważ istnieje przekonanie, że prawo pozytywne w mniej lub bardziej doskonały sposób odzwierciedla normy prawa natury. Problem pojawia się w sytuacji czasów „niespokojnych”, obfitujących w zdarzenia turbulentne, zakłócające w sposób istotny dotychczasowy porządek rzeczy. Wtedy bowiem z reguły pojawia się legislacja, którą określę jako „sytuacyjną”, nie mającą zakorzenienia w dotychczasowej stabilnej i konsekwentnej praktyce stanowienia prawa. Ma ona stanowić reakcję na „nadzwyczajność” sytuacji (choć czasami bywa tak, że to ta właśnie legislacja per se jest przyczyną zaburzeń normalności). Rezultatem takiej legislacji „sytuacyjnej” może być zaistnienie niezgodności (bądź rażącej niezgodności, o czym dalej) stanowionych praw z normami prawa naturalnego. Taka niezgodność prowadzi do powstania w najlepszym przypadku- prawa niskiej jakości. Zaś w najgorszym- do prawa niegodziwego.

Czy takiego prawa należy przestrzegać? Czy jest ono w ogóle prawem?

Swoje refleksje na ten temat chciałbym oprzeć na analizie „prawa covidowego”, czyli reakcji legislacyjnej spowodowanej zjawiskiem powszechnie określanym jako „pandemia covid-19” w latach 2020- 2022.

Jest oczywistością, że istnieje powszechnie akceptowana możliwość czasowego ograniczenia praw jednostki z powołaniem na zdrowie publiczne. Wynika to nie tylko z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP, ale i z szeregu aktów prawa międzynarodowego a także, co ważne, z prawa naturalnego, ponieważ w przypadku realnego zagrożenia zdrowia ogółu obywateli, można czasowo i proporcjonalnie do skali zagrożenia ograniczyć prawa jednostki. Nie przyadkowo jednak podkreśliłem dwa powyższe dookreślenia warunkowe: „czasowość” i „proporcjonalność” podejmowanych działań. Są to niezwykle istotne ograniczenia zarzucone ustawodawcy i władzy państwowej jako takiej.

I. Przypadek zakazu wstępu do parków i lasów.

W pierwszym rzędzie chciałbym się zająć najbardziej jaskrawym przypadkiem „legislacji covidowej”, jaki zaistniał w Polsce, tj. zamknięciem przed obywatelami lasów i parków w okresie wiosny 2020 r.

Od razu poczynię zastrzeżenie o przyjętym przeze mnie założeniu: po pierwsze uważam, że zakaz ten był całkowicie nieuzasadniony. Nie uzasadniała tego ani skala zagrożenia infekcją covid-19 ani potrzeba ochrony populacji. Wniosek ten ma teraz ma solidne potwierdzenie w twardych statystykach (zachorowalności, śmiertelności), ale również i w tamtym czasie władze państwowe dysponowały wystarczającymi danymi aby uznać taki pomysł za absurdalny. Po drugie, zakaz ten wręcz sam z siebie generował zagrożenie dla zdrowia obywateli, ponieważ pozbawiał ich możliwości zregenerowania swych sił fizycznych i psychicznych na świeżym powietrzu, co ma kolosalne znaczenie dla zdrowia każdego człowieka. Po trzecie wreszcie- do dwóch powyższych wniosków można było dojść w oparciu o wiedzę, intuicję, i doświadczenie życiowe przeciętnego rozsądnego obywatela, tzn. bez potrzeby odwoływania się do tzw. wiedzy eksperckiej.

Pomimo takiego rażącego gwałtu na zdrowym rozsądku prawo to zostało uchwalone i obowiązywało kilka tygodni.

Czy możemy tu mówić o przypadku „prawa niegodziwego”?

Odwołując się do opisanego wyżej konfliktu pomiędzy przepisami prawa stanowionego a normami prawa naturalnego, należy przyznać, że dotychczasowe przypadki jego zaistnienia wiązały się z naruszeniami legislacyjnymi najcięższego kalibru, obejmującymi opresyjne przepisy prowadzące do utraty mienia, zdrowia a nawet życia obywateli. Sztandarowym i najjaskrawszym przykładem są tu, rzecz jasna, ustawy uchwalone przez organy III Rzeszy Niemieckiej. One właśnie zostały po zakończeniu wojny uznane za prawo niegodziwe, nieludzkie, a w konsekwencji za „nie- prawo”. Stało się tak w dużej mierze właśnie dzięki odwołaniu się do prawa naturalnego, w oparciu o tzw. formułę Radbrucha (Gustav Radbruch- wybitny niemiecki teoretyk i filozof prawa, naukowiec ale również minister sprawiedliwości w czasach tzw. Republiki Weimarskiej), która umożliwiła doktrynalnie i orzeczniczo stawić czoła hitlerowskiemu bezprawiu.

Można zadać pytanie: czy ciężar gatunkowy powyższych dwóch przykładów jest w ogóle porównywalny? Czy możemy stawiać na równi dyskryminacyjne ustawy Trzeciej Rzeszy i „niewinny” zakaz wstępu obywateli do parków i lasów? Czy w przypadku zakazu wstępu do lasu mamy do czynienia z prawem niegodziwym? Czy „tylko” z głupim prawem?

Moim zdaniem, jak najbardziej nie należy rezygnować dekonstrukcji rażąco głupich, a w efekcie również niegodziwych norm prawnych w oparciu o prawo naturalne. Nie można dlatego że, po pierwsze określeniem „niegodziwości” nie mogą być objęte tylko najskrajniejsze przypadki (np. prowadzące do pozbawienia życia). Niegodziwością jest również ustawodawczy atak na zdrowie obywatela, z którym tu mieliśmy do czynienia jak i na jego wolność poruszania się, zagwarantowaną art. 52 Konstytucji RP , ale nade wszystko- wynikającą z prawa naturalnego. Po drugie, znamiennym jest, iż proces psucia i degeneracji prawa nigdy nie następuje od razu, „jednym cięciem”. Z reguły jest to proces rozciągnięty w czasie, podzielony na szereg częściowych drobniejszych naruszeń legislacyjnych. W języku obiegowym nazwalibyśmy to „strategią salami”, tzn. odkrawania po kawałku, po plasterku. Dopiero po długim czasie widać, że prawo zostało popsute. Pojawia się zatem pytanie, kiedy jest „właściwy” moment aby taki proces zakwestionować? Moim zdaniem trudno mówić o jakimś „właściwym momencie”, trudno go określić, trudno obronić, że to akurat „ten” a nie „inny” moment jest właściwy. Niegodziwe prawo należy zakwestionować w momencie, kiedy intuicja i doświadczenie (życiowe i prawnicze) podpowiada nam, że to prawo niegodziwe.

Czy zatem przywołany przykład zakazu wstępu do parków i lasów był takim prawem? I czy należało go przestrzegać?

Moja odpowiedź na te pytania brzmi: tak, było to prawo niegodziwe. Dlatego w oparciu o normy prawnonaturalne nie było to w ogóle prawo i każdy obywatel mógł sam zwolnić się z obowiązku przestrzegania go.

Powyższa postawa oczywiście naraża obywatela na stawienie samodzielnie czoła potężnej machinie państwowej, co jest oczywiście wyborem trudnym i mogącym narazić na różnego rodzaju straty. Tym niemniej istniały, nadal istnieją (i wierzę że będą istnieć w przyszłości) instrumenty obrony przed taką opresją ze strony państwa, które na bazie moich własnych doświadczeń osobistych i zawodowych zdały egzamin. Jeżeli (oby nie) opisane sytuacje znowu staną się aktualne, tym działaniom obronnym poświęcę odrębny artykuł.

W następnych częściach cyklu artykułów o prawie naturalnym zajmę się prawną stroną obowiązku maseczkowego oraz przymusem szczepień (który był co prawda postulatem niezrealizowanym, ale mocno forsowanym, niewykluczone że mogącym powrócić w przyszłości).

Adw. Maciej Kacprzak